
- Masz czasem tak, że nie chce ci się wychodzić z domu i spotykać z ludźmi i najchętniej zatopiłabyś się w ciemności na zawsze? – zapytałam przykrywając się szczelnie kocem i dopijając ostatnią kroplę wina.
- A latem było tak fajnie jeździć sobie na rowerze. Pamiętasz? W końcu udało mi się naprawić buty, które wtedy zniszczyłam – powiedziała ni z tego ni z owego, zręcznie ignorując moje niezręczne pytanie. Nie mogłam być o to zła. Na pewno fakt, że się coś naprawiło, jest powodem do radości. Przywołała też w mojej pamięci obraz, który jest jednym z najpozytywniejszych w tym roku. Ale to wspomnienie wydawało się być już teraz dalsze niż pierwsza jazda na czterokołowym rowerku. Tyle się zmieniło. Była zima. Było ciemno. Było zimno.
- To co robimy? – spytałam już teraz kompletnie zmieniając temat, a może go kontynuując?
- Wychodzimy – odpowiedziała zanim jeszcze skończyłam zadawać pytanie, tak jakby miała gotową odpowiedź na wszystko. Może miała.

Nie podobała mi się ta opcja, ale w tej chwili doceniałam wszystko o czym nie musiałam decydować sama. Otworzyłam drzwi, grudniowy chłód przywalił mi w twarz. Nerwowy niepokój unosił się w powietrzu. Gdzie ci wszyscy ludzie idą i gdzie znajdują powód, żeby tam iść? – pomyślałam, gdy spadł na mnie pierwszy płatek śniegu tej zimy. Oczywiście nie jestem w stanie udowodnić tego, że był pierwszy ale tak właśnie chcę o nim myśleć. Zwiastował zmiany.
Odebrałam telefon. Złe wiadomości. Bardzo złe. Dotyczyły bliskiego przyjaciela. Nawet nie wiedziałam co powiedzieć, kompletna bezradność. Czyli co jest źle i ma być jeszcze gorzej? To jest morał tej historii? Bardzo średni bym powiedziała.
I wtedy nastała światłość. A w zasadzie chęć stworzenia sobie światłości. Nikt nie wie ile czasu jeszcze nam zostało. Czemu by nie sprawić, że każda minuta ma znaczenie? Zamiast liczyć te złe i ciemne można skupić się na tych dobrych i jasnych.
A jutro, tak się składa, dzień jest dłuższy o minutę.


Comentários